niedziela, 26 lutego 2017

Epilog




Weronika
Człowiek musi czasem się przełamać. Pokonać własne bariery. Kiedy kieruje nim prawdziwe uczucie, nie jest to wcale tak trudne. Wybaczyłam Andiemu i wcale tego nie żałuję. Później było już tylko lepiej. Z każdym dniem utwierdzał mnie w tym, jak bardzo mnie kocha.
Pewien czas po naszym pogodzeniu, w okrągłą rocznice naszego poznania, zabrał mnie na skocznie.
To samo miejsce, ta sama trybuna. Tyle, że nie była pusta. Stali tam nasi przyjaciele i najbliższa rodzina. Nie wiem do tej pory jakim cudem udało mu się ściągnąć tam Claudię i Julię. Przestałam już pytać. Od czasu kiedy mnie zaakceptowały, nie drążę tego tematu.
Tamtego dnia, oświadczył mi się.
To była najcudowniejsza chwila w moim życiu. Korekta: jedna z cudowniejszych Powiedziałam oczywiście ,,tak”. Cieszyłam się jak głupia, ze los wreszcie się do mnie uśmiechnął. Byłam szczęśliwa. Jestem szczęśliwa.
Rok temu wzięliśmy ślub.
To również był cudowny dzień. Lato. 12 lipca. Moje urodziny. Kościół przystrojony na biało. Ja w bieli. On w błyszczącym garniturze. Wyglądał bardzo przystojnie. Był przystojny.
Później wesele. Pełno skoczków, trenerów, przyjaciół i rodziny. Było cudownie.
Zamieszkaliśmy w Niemczech. Z początku nie chciałam na to przystać, ale kiedy Klemens oświadczył się swojej wybrance – ustąpiłam. Nie byłam już w Wiśle aż tak potrzebna.
Teraz miałam ,,pod bokiem” sporo skoczni.
I miałam jego.
Dostałam pracę w kadrze. Wszystko ułożyło się pięknie. Jak w bajce.
Boję się czasem, że coś może ją zniszczyć. Ale wierzę, że nasza miłość przetrwa wszystko. Jest teraz o wiele mocniejsza. Sporo przeszliśmy, ale dzięki temu wiemy, że możemy na sobie polegać.
Kocham go.
Obrałam w swoim życiu pewne cele. Były nimi marzenia. Uparcie dążyłam do ich spełnienia. Ktoś kiedyś mógłby mnie wyśmiać, jeśli powiedziałabym mu, czego pragnę. Dziś jednak, jestem pewna, że moje ambicje nie były głupie. Były moje. Były wartościowe.

Andreas
Każda sytuacja czegoś nas uczy. Nabywamy nowe doświadczenia, które są tak cenne w życiu każdego człowieka. Bóg postawił na mojej drodze Weronikę. Wybaczyła mi. Postąpiłem źle, a mimo to potrafiła mi wybaczyć. To, co zrobiła znaczy dla mnie ogromnie dużo. Wiem, że ona naprawdę mnie kocha. I wiem też, że nigdy więcej jej nie skrzywdzę. Zbyt dużo dla mnie znaczy. Już nigdy nie popełnię tego samego błędu. Obiecałem to sobie.
Ostatnie lata były najpiękniejszymi w całym moim życiu. Wszystko się ułożyło. Udało nam się. Jesteśmy razem. Jesteśmy szczęśliwi.
Kocham ją i wiem, że nic nie będzie w stanie zburzyć naszego uczucia.


Chłopak zabrał dziewczynę na długi spacer. Pokazywał okolicę, opowiadał historie ze swojego dzieciństwa związane z każdym z mijanych miejsc.
-A tutaj chciałem zabrać cię od czasu, kiedy po praz pierwszy przyjechałaś do Niemiec.
-Obiecany mosty? – zaczęła śmiać się dziewczyna – Dobrą masz pamięć.
-Dobrze widać stąd gwiazdy – powiedział i rozłożył na deskach koc.
-Sugerujesz, ze mam się tu obok ciebie położyć?
-Sugeruję – odpowiedział z szelmowskim uśmiechem skoczek.
Tkwili obok siebie żelaznym uścisku.
-Pamiętasz, jak dzień po naszym poznaniu przyszedłeś do mojego pokoju? – zapytała Weronika.
-Pamiętam. Zjedliśmy razem śniadanie, a potem sprawnie mnie wygoniłaś.
-Aleś ty zabawny. – dała mu kuksańca w bok – Powiedziałam ci wtedy, że napisałam do ciebie kiedyś list.
-A ja odpowiedziałem autografem z dedykacją. Dobre. Masz go nadal?
-Głupie pytanie. Oczywiście, że mam! Ale to nie wszystko.
-Robi się ciekawie – przerwał jej po raz kolejny Andi z szerokim uśmiechem.
-Przymkniesz się wreszcie? – odpowiedziała tym samym uśmiechem.
-Milczę jak grób.
-Napisałam też o tobie opowiadanie – wyznała z lekkim zawstydzeniem malującym się na twarzy.
Andreas mocniej ją do siebie przyciągnął i pocałował.
-O czym było? Tak dokładniej?
-Pamiętam tylko końcówkę.
-Jak brzmiała?
-,,I żyli długo i szczęśliwie”.

***
Moje kochane!
Nadeszła pora, żeby się rozstać. Wszystko ma swój początek i koniec. Tak samo jak nasza historia. Nie mówię moja, bo wiem, że gdyby nie wy i wasza obecność, nie dotrwałabym do końca.
To opowiadanie bardzo dużo dla mnie znaczy. Pewnie dlatego, że jest pierwsze. Ogromnie zależało mi na tym, żeby tu kogoś ściągnąć. Żeby ktoś przeczytał to, co napisałam i dał mi znać, czy mu się podoba. Naprawdę, dawało mi to ogromną, niepisaną satysfakcję. To opowiadanie było też mała lekcją pokory i cierpliwości. Ci, którzy są tu ze mną od początku, dobrze wiedzą, co mam na myśli. Musiałam nauczyć się przyjmować krytykę. Przyjmować to, że nie zawsze miałam wenę. Że nie zawsze wychodziło mi to, co chciałam. Musiałam się zmierzyć z cała tą ,,techniką”, bo uwierzcie mi na słowo, że dla osoby totalnie zielonej w tych tematach, była to trudna misja. Ale udało mi się. Dałam radę z tym wszystkim. Nie zawsze było łatwo, ale to chyba nie o to chodzi, prawda?
Sprawdziłam siebie sama w innej odsłonie, znanej tylko wam. I powiem szczerze, że całkiem ją polubiłam. Myślę sobie teraz, że tej Mnie, która to właśnie pisze, nie trzeba oddzielać od tej Mnie, która jest na co dzień. Dlaczego? Bo zrozumiałam, że pisanie jest dla mnie czymś naprawdę ważnym. Czymś więcej. I to nie dla nieznanej nikomu dreamer, ale dla, blisko, 15- letniej Marysi, którą jestem. Prawdę mówiąc, zastanawiam się, czy mój wiek was trochę zaskoczył. Podejrzewałyście? ;)
Dzięki temu blogowi poznałam też jedna, niesamowitą i kochaną duszyczkę. Mogę śmiało powiedzieć, że blogowa rodzinka, jest naprawdę super. Bo pomimo tego, że piszę z tylko ta jedna osobą, to mam uczucie jakiejś takiej więzi z każdą z was. No dobrze, ale jaką każdą? No więc teraz wymienię te osoby, których naprawdę nigdy nie chcę zapominać i z którymi spędziłam tutaj miłe chwile, zarówno czytając ich historie jak i odpowiadając na komentarze pod moją ;)
Lilka, Anette 15, Skokomaniaczka, Kolorowa Biel, misshottie, dominika b, Marzycielka Świata, Red Criminal, Szkarłatna Orchidea, Black Angel, Heartbreaker, drumczik**, Anahi Muller, Madziusa.
Każda z was u mnie była – jedna na dłużej, inna na krócej. Jedna od początku, a druga od ostatnich rozdziałów. Każda z was poświęciła swój czas, napisała coś. Podbudowała, a może czasem też dała kopa do działania.
Po prostu ze mną byłyście i za to WAM bardzo, bardzo mocno dziękuję :*
Co do tej historii, jak domyśliła się pewna osóbka, imienniczka naszej głównej bohaterki, jest ona moim jednym, wielkim marzeniem.
Może to się wydawać głupie, ale taka jest prawda. Zawsze chciałam być Weroniką. Ona była wyidealizowaną opcja osoby, którą chciałbym być. Myślcie sobie o to co tylko chcecie. Ja po prostu chciałam wam to powiedzieć.
Na koniec, mam mała prośbę do każdej osoby, która przeczytała choć jeden rozdział – odezwij się. Moim wielki marzeniem jest zebrać pod tym postem was wszystkie, które tu zawitałyście. Chcę się przekonać, ile was tu tak naprawdę było.
To niesamowite, ale notka ma prawie długość rozdziału XD Wybaczcie mi, proszę :*
Żegnam się z wami tutaj. Tylko tutaj. Bo z blogspota nie zamierzam znikać. Co to, to nie. Tak łatwo się mnie nie pozbędziecie. Mam w planach ruszyć na dobre z moim drugim, zaczętym już opowiadaniem. Już teraz, każdą z was na nie zapraszam:
Dziękuję jeszcze raz. Za wszystko. Proszę o komentarz, jeśli już tu jesteś.
Mojej wdzięczności, nie potrafię opisać słowami. Może nie miałam po dwadzieścia czy nawet więcej komentarzy pod każdym z rozdziałów, ale to, co miałam, wystarczyło mi w zupełności. To był dobry początek, a teraz pora iść dalej. Nowe wyzwania, nowe historie, nowe marzenia. Wszystko czeka. Nie bójcie się po to sięgać. Miejcie odwagę. Trzymam za was kciuki i obiecuję niebawem się znowu pojawić.
Buźka, wasza dreamer :*

wtorek, 14 lutego 2017

13. Pustka po burzy
















Każda sytuacja ma swój początek. A skoro ma początek, ma też koniec. Wszystko co jest dobre w naszym życiu – skończy się. Wszystko co złe – też nie będzie trwać wiecznie.

Człowiekowi jest się tylko trudno po tym pozbierać. Na nowo ułożyć sobie życie. Z samym sobą się dogadać. Zrozumieć i zaakceptować to, co się wydarzyło. A niekiedy nawet wybaczyć. Ale to rzadkość. Jest nam zbyt ciężko. Tylko nieliczni mają tak wielkie serce. Tylko nieliczni potrafią stawić temu czoła. I pokonać. By żyć później w zgodzie z samym sobą.

I ze świadomością, że zrobiło się wszystko. Wszystko co w naszej mocy, by pustkę po tej burzy wypełnić.

WSZYSTKO.





Minął rok. Weronika skończyła studia. Te 12 miesięcy nie były dla niej łatwe. Często nie potrafiła się uczyć. Zbyt dużo myślała. Siedziała i dusiła w sobie płacz. Próbowała zrozumieć. Było jej tak bardzo ciężko.

Wiele razy rozmawiała z Klimkiem. U niego spędziła też resztę swoich wakacji. Tych, które miały być przełomem. Które miały przynieść jej samą radość .Stało się jednak całkiem odwrotnie.

Andreas często do niej dzwonił. Pisał SMS-y, mailował. Wysłał też kilka listów. W każdym z tych prosił o rozmowę.

Weronika jednak nie potrafiła mu wybaczyć. Chciała, lecz nie potrafiła.

Dziś po raz kolejny jechała do Wisły. Tym jednak razem nie autobusem czy pociągiem, a własnym samochodem. Na stałe. Na zawsze. Chciała tam być. Chciała zobaczyć skocznię, na której wszystko się zaczęło i na której wszystko się skończyło.

Była też umówiona z Lucasem. Przyjechał specjalnie dla niej. Musiała z nim porozmawiać.



Po godzinie 14 dotarła na miejsce. Zaparkowała pod kawiarenką. Wysiadła.

Zobaczyła chłopaka siedzącego przy barze. Miał na sobie ciemne szorty i białą koszulkę. Na jej widok, uśmiechnął się.

-Miło ciebie widzieć – zamknął ją w stalowym uścisku.

-Ciebie też. Bardzo.

-Napijesz się czegoś?

-Poproszę sok. Jazda w takim upale to istny koszmar – uśmiechnęła się Wer.

-Posłuchaj, ja muszę cię przeprosić. Nie zasłużyłeś sobie na to. Posłużyłam się tobą jak narzędziem. To było cholernie egoistyczne. I cholernie głupie.

-Weronika… Nie przejmuj się tym. To już było. Nie wróci. Każdy popełnia błędy. Grunt to je zrozumieć i wyciągnąć wnioski.

-Jesteś naprawdę wspaniałym człowiekiem. Dziękuję ci za wszystko. Myślisz, że będziesz w stanie mi kiedyś wybaczyć?

-Już to zrobiłem. Tego samego dnia, kiedy to wszystko się stało. Nie przepraszaj już. Po prostu bądź tutaj. I nigdzie już nie uciekaj – uśmiechnął się i po raz kolejny ją przytulił.

-Nie zamierzam. Zostaję na stałe w Wiśle. Mam tu najlepszego przyjaciela no i przyjaciółkę.

-Czyżbym o czymś nie wiedział? – zaśmiał się Luca.

-Jesteś trochę nie w temacie – szerokim uśmiechem powitała ich Kamila.

-Jak dobrze wreszcie cię widzieć! – krzyknęła Weronika.

-Daj spokój. Widziałyśmy się całkiem niedawno. No już, chodź tu. Przytulas?

-Zawsze.

-Kochani, bardzo chciałabym z wami zostać, ale muszę się już zbierać. Klemens na mnie czeka. Jestem pewna, że dacie sobie tu beze mnie radę – zawadiacko uniosła brwi Wer i posłała im ręką buziaka.

-Widzimy się jutro! – powiedziała Kamila.

-Ma się rozumieć. A ty – wskazała na chłopaka – również czuj się zaproszony. Robimy małe ognisko powitalne. Czy coś w tym stylu.

-Będę na pewno. Do zobaczenia! – odpowiedział Lucas.



Pół godziny później, dziewczyna dojechała na miejsce. Klimek czekał na nią z otwartymi ramionami.

-Wreszcie jesteś!

-Wreszcie jestem – odpowiedziała z szelmowskim uśmieszkiem. – A wiesz, co jest najlepsze? Nigdzie się już nie wybieram.

-Bogu dzięki – pocałował przyjaciółkę w policzek.

Oboje bardzo się cieszyli, że los pozwolił im się spotkać. Byli jak papużki nierozłączki. Jak rodzeństwo. Weronika miała wreszcie starszego brata, a on, młodsza siostrzyczkę.



Następnego dnia…

Wszyscy siedli już przy ognisku. Zapadał zmrok, gwiazdy zaczynały rozświetlać niebo.

-Dziękuję wam, że jesteście tu ze mną. Nie wiem, co bym bez was zrobiła – zaczęła Weronika. – Takich przyjaciół, spotyka się raz. Dlatego uroczyście oświadczam, że nigdy nie dam wam już spokoju!

-Czyżby to była groźba? – zaśmiała się Kamila.

-A jak myślisz?

-Myślę, że to może być prawda – dokończył ktoś, kto stał tuż za dziewczyną.

Dobrze znała ten głos. Wiedziała do kogo należy.

-Możemy pogadać? – zapytał blondyn. W ręku trzymał bukiet czerwonych róż.

-No idź! Spróbuj! – zachęcał ją  Klemens przyciszonym głosem, który tylko ona mogła usłyszeć.

-Spróbuję – szepnęła mu w odpowiedzi.

Oddaliła się z Wellingerem od towarzystwa. Usiedli na trawie. Patrzyli w niebo.

-To dla ciebie – uśmiechnął się uroczo i podał jej bukiet.

-Dziękuję. Są piękne.

-Tak jak ty… - rozmarzył się skoczek.

Rumieniec oblał twarz Weroniki. Dawno nie słyszała już komplementu z jego ust.

-Minęło tak dużo czasu… - zaczęła.

-Muszę ci to wyjaśnić. Ja nie chciałem..

-Wiem – przerwała mu dziewczyna. – Tego samego dnia, Kamila mi wszystko wyjaśniła.

-Czyli ty, ty… wiedziałaś?

-Wiedziałam Andi.

-Z Kaśką to już skończony rozdział. Wyjechała do Kanady i mam nadzieję, że nigdy nie wróci.

-To dobra wiadomość.

-Myślisz, że będziesz w stanie… no wiesz… wybaczyć mi? – plątał się w słowach chłopak.

-Minęło tak dużo czasu… Ja sporo myślałam i… Andi skrzywdziłeś mnie bardzo. To… to wszystko jest dla mnie piekielnie trudne… ale… ale… kocham cię i nie potrafię przestać.

-Boże, Weronika… Dziękuję. Ja też ciebie kocham i nie wyobrażam sobie mojego życia…

-Skończ już, nie teraz na to pora – przerwała mu z zawadiackim uśmieszkiem dziewczyna.

-Ale jak to? – zdziwił się.

Zamknęła go w swoich ramionach i mocno przytuliła. Pocałowała. Po raz pierwszy od roku. Namiętnie.

-Tak to Blondasku, właśnie tak – szepnęła mu do ucha.



***

Hej kochani! :)
Spóźniona, ale jestem.

Nauka znowu mnie troszkę ogranicza. A tak poza tym, trochę chciałam odwlec w czasie zakończenie tego opowiadania. Może to dziwnie zabrzmi, ale mam z nim jakąś taką więź. Ciężko będzie mi się z nim i Wami rozstać ;)

Dlatego też, z góry przepraszam, jeżeli epilog pojawi się również z poślizgiem.



Tą część, chciałabym zadedykować dwóm, bardzo ważnym dla mnie osobom – Marcie i Weronice. Dziękuję, że byłyście i jesteście, kiedy Was potrzebuję. Za to, że mnie motywujecie i pomagacie zrozumieć wiele rzeczy. Bez Was, to opowiadanie nie doszłoby do tego momentu.

Po prostu dziękuję. Za wszystko <3



Rozdział pozostawiam Waszej ocenie ;) Piszcie, co sądzicie o naszych cukierkowych cukiereczkach :P

Buźka i do ostatniego :*