czwartek, 30 czerwca 2016

2. Czas, złodziejem chwil
















Czy można płakać w duchu po stracie czegoś, co nawet nie było nasze? Odpowiedź może wydawać się banalnie prosta, że ,,nie”. Jednak po przeżyciu pewnych sytuacji, rozumiemy co to znaczy. Rozumiemy co znaczy płakać za marzeniami, tęsknić do nich. Dlaczego? Bo dla niektórych marzenia są czymś ważniejszym. Nie są tylko ulotną chwilą. Tacy ludzie, nie wyznają zasady ,,Carpe diem”, nie chcą cieszyć się chwilą, lecz pragną, by te najlepsze trwały wiecznie. Wydaje się to możliwe, bo przecież nikt, nigdy nie powiedział nam, że marzenia są chwilowe. Jednak nie jest to takie proste. Czasem trzeba się poświęcić, czasem trzeba poczekać. Kosztuje nas to wiele. Niekiedy nawet utratę wspaniałych więzi, czy może nawet miłości. Pewnie teraz zadacie sobie pytanie, po co czekać? Spieszę wam więc z pomocą : należy czekać, by zrealizować jakiś plan, by spełnić inne marzenie i potem móc już przez cały czas był spełnionym. Wydaje się to być bardzo skomplikowane. Całe nasze życie takie jest, ale nikt nigdy nie mówił, że będzie łatwo. Czas jest naszym sprzymierzeńcem, ale niekiedy także wrogiem. Nie leczy ran, nie pozwala zapomnieć. Pozwala tylko żyć przez pewien czas w przekonaniu, że coś nie ma już dla nas wartości. Pozwala nam oszukiwać samych siebie, ale kłamstwo ma bardzo krótkie nogi…



Weronika nie mogła zmrużyć oka przez prawie całą noc, która wydawała się nie mieć końca. Myślała. O czym, a raczej o kim? O tym, co zdarzyło się wczoraj. O chłopaku, przed którym zrobiła z siebie słodką idiotkę. O chłopaku, który zapobiegł jej upadkowi. O chłopaku, który również nie mógł spać tej nocy. Myślał. O kim? Myślał o pięknej dziewczynie, brunetce, którą wczoraj spotkał. Sam nie wiedział, co go podkusiło, by pójść na trybuny skoczni po konferencji prasowej. Może to było przeczucie, a może uczucie? Oboje doznali wczoraj dość dziwnych, rzadkich emocji, które sprawiły, że czuli się innymi ludźmi.

Dzisiejszy konkurs miał odbyć się popołudniu, tak więc dziewczyna nigdzie nie musiała się spieszyć. Spokojnie, bez żadnego pośpiechu, ubrała się i pomalowała. Śniadanie w stołówce na dole miało zacząć się za pół godziny. Miała więc jeszcze chwilę, by po raz ostatni popatrzeć przez okno. By zobaczyć ten cudowny krajobraz. Była już gotowa do wyjścia na balkon, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Kiedy je otworzyła, niemal osłupiała. Stał za nimi Andi, ubrany całkiem hm.. normalnie. Nie w spodnie dresowe lecz w jeansy i nie w lekką kurtkę z napisem ,,DEUTSCHLAND” lecz w czarną bluzę.

-Nie wpuścisz mnie do środka? – zapytał.

-Oczywiście. Proszę. Wchodź – mówiła niby opanowanie, ale tak naprawdę targały nią emocje. Starała się je ukryć, by blondyn nie pomyślał, że coś może… A czy w ogóle może do niego… czuć?

-Wiem, że to może trochę dziwnie wyglądać, że możesz się dziwić. Masz prawo, bo sam nie wiem, co mnie tu przywiodło. Zapytałem w recepcji o dziewczynę ze zdjęcia. Wczoraj zostawiłaś telefon – oddał jej w tym momencie komórkę. –Na wszelki wypadek, zapisałem Ci mój numer telefonu. Gdybyś chciała, możesz zadzwonić.

-Jaki wypadek? O co mu chodzi? Albo ja już całkiem oszalałam, albo to on zdurniał do reszty- powiedziała (jak jej się to wydawało) w myślach. Rzeczywiście jednak, powiedziała na głos. Stojąc twarzą w twarz z zabójczo przystojnym skoczkiem.

-Masz rację. Zdurniałem. Nie wiem, co tu robie. Nie wiem, co czuję. Nie wiem, co myślę, ale wiem, że chciałbym spędzić trochę czasu z Tobą. Może zjemy razem śniadanie?

 -Ok. W zasadzie jestem już gotowa. Możemy iść.

Oboje dobrze wiedzieli, co nimi kierowało. Nie chcieli jednak się do tego przyznać. Woleli oszukiwać samych siebie.

Siedzieli teraz naprzeciw siebie. Weronika jadła płatki. Andreas jakąś kanapkę. Cisza była wręcz niepokojąca, niezręczna. Dziewczyna stwierdziła, że skoro on nie zaczyna rozmowy, to ona musi przejąć ,,pałeczkę”.

-Nie rozumiem wielu rzeczy, ale jest sprawa, która nie dawała spać mi przez całą noc. Dlaczego i po co przyszedłeś po konferencji na trybuny skoczni?

-Do tej pory sam się nad tym zastanawiam. Kocham Wisłę. To taki mój drugi dom. To tu odniosłem pierwsze zwycięstwo. Chciałem jeszcze raz przyjrzeć się okolicy, skoczni i sam nie wiem, pustym trybunom? – po tych słowach oboje się roześmiali.

-A jednak nie były puste. Nie dałam Ci w spokoju popatrzeć na góry.

-Bardzo cieszy mnie ten fakt. Powinienem Ci wręcz podziękować, za zakłócenie mojego spokoju. Gdybym tam wczoraj nie przyszedł, popełniłbym największy błąd w moim życiu. Nie spotkałbym Ciebie.

Tak bardzo dosadne słowa poruszyły Weronikę. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczuła, że może być w czyichś oczach ważna. Delikatna łza spłynęła po jej policzku.

-Zmień temat, zmień temat – ta myśl próbowała się przebić ponad jej uczucia.

-Wiesz, że kilka lat temu, wysłałam do Ciebie list? Możesz nie pamiętać. Był zwyczajny. Odpisałeś po 2 tygodniach. Cieszyłam się jak głupia z Twojego autografu z dedykacją, a teraz mogę tu z Tobą rozmawiać. Rozmawiać z moim największym idolem – Ale czy tylko idolem? – myślała - Mogę powiedzieć Ci to wszystko, czego nie umieściłam w tej krótkiej wiadomości…

-Więc czego w niej nie umieściłaś? – to pytanie trochę zbiło ją z tropu.

-Wielu rzeczy. Nie opisałam wielu uczuć, ale to temat na dłuższą rozmowę,  a ty, zdaje się masz teraz trening.

-Dzięki, że przypominasz. W tak miłym towarzystwie, zapomina się o codzienności. Będziesz na konkursie?

-W tym samym miejscu, co wczoraj. Będę czekać.

-Do zobaczenia.

Dziewczyna nie chciała mówić Andiemu, że nic nie zaplanowała do czasu konkursu. Wiązałoby się to z dłuższą rozmową, a im dłuższa rozmowa, tym więcej uczuć, tym mocniejsza więź tworzy się miedzy ludźmi. Bała się tego. Przyczyny były bardzo proste : nie chciała wiązać się z nikim emocjonalnie, wiedząc, że i tak musi wrócić do domu. Że musi zdać maturę, skończyć wymarzone studia dziennikarskie i dopiero wtedy będzie mogła wrócić na stałe do swojego świata. Do świata skoków narciarskich. Nasunęła jej się refleksja, że życie jest cholernie niesprawiedliwe. Na samą myśl o rozstaniu z błękitnookim blondynem, jej serce pękało na pół. Chyba było już za późno. Za daleko to zaszło. Za szybko się zaangażowała. Wystarczyły dwie krótkie rozmowy, by jej świat stanął do góry nogami. By przystojny blondyn, stał się częścią jej rzeczywistości. Wiedziała, że to nie ma sensu. Że jeśli teraz stracą kontakt, to już go nie odzyskają, ale gdyby zrezygnowała z dalszej edukacji, a chłopka zmienił swoje uczucia? Zostałby na lodzie, sama. Musiała o siebie zadbać.

-,,Jak kocha, to poczeka” – pomyślała. – Gorzej, jeżeli on nic do mnie nie czuje, a ja zrobiłam sobie jak głupia nadzieję…

Każdy scenariusz był w tym momencie prawdopodobny. Decyzja należała do Andreasa.

-Muszę z nim porozmawiać jeszcze dzisiaj po zawodach. Koniecznie – postanowiła i z tą myślą udała się do pobliskiego parku, by zaczerpnąć świeżego powietrza i jakoś zająć sobie czas do 14.



*** 
No więc wreszcie COŚ nowego ;) Przeczytałam ten rozdział sporo czasu od jego napisania i powiem wam (może trochę nieskromnie), że nawet mi się podoba :) A wam? :)
Kolejna część pojawi się kiedy tylko ją napiszę. Są wakacje, więc na brak czasu nie narzekam. Czekam tylko na wenę ;)
Jeśli czytacie, zostawcie coś po sobie. To bardzo proste. Ciebie nic nie kosztuje, a mi może pomóc. W czym? Otóż w uwierzeniu, że coś jednak potrafię robić, ale nie byle jak, tylko z sercem..
Buźka i do następnego :*

1. Z głupoty się nie wyrasta


















Kiedy dostajemy szanse by spełnić marzenia, zrobimy wszystko by jak najlepiej ją wykorzystać. Nieważne, czy ludzie będą patrzeć na nas jak na wariata, czy sami się za niego uznamy. Ważne, żeby być szczęśliwym. A podstawowym warunkiem szczęścia i radości z życia jest właśnie spełnianie marzeń. Można by pomyśleć, że wszystko, cały nasz świat kręci się wokół nich, ale to nie o to chodzi. Istotne jest, by w ferworze codziennych zajęć i prac, znaleźć miejsce i czas dla siebie, by pomyśleć o przyszłości i o tym, co w życiu chcielibyśmy osiągnąć, gdzie chcielibyśmy zajść, jak daleko...




Padał rzęsisty deszcz, kiedy Weronika wysiadła z pociągu. Poczuła w sercu delikatne ukłucie żalu, że nikt na nią nie czekał.
-Błąd, poważny błąd! - pomyślała. - Czekają na mnie marzenia. Czeka na mnie skocznia. Czekają na mnie przygody!
Ten tok myślenia znacznie bardziej się jej podobał. Wyszła z wielkiego gmachu dworca. Dopiero teraz zauważyła, że pada. Parasolki oczywiście ze sobą nie miała, bo kto by pomyślał, że w styczniu może padać deszcz? Na pewno nie ona. Wychodziła z założenia, że kiedy ona ma parasol nigdy nie pada, więc jeśli i tym razem go nie zabierze, nic się nie stanie.
-Mądremu zawsze wiatr w oczy - powiedział sama do siebie.
Dla przechodniów mogło wydawać się to co najmniej dziwne, dla niej to była codzienność. Często mówiła sama do siebie, bo ,,przecież czasem trzeba porozmawiać z kimś mądrym". Na samo wspomnienie swoich słów, uśmiech zagościł na jej twarzy. Wyglądała teraz dość komicznie : włosy były całe mokre i spływała z nich woda ; różowa kurtka teraz przypominała kolorem fioletową, a spodnie zamiast na jasno niebieskie, wyglądały na granatowe. Szła powoli. Sama nie wiedział gdzie. Nagle poczuła na swoim ramieniu dotyk czyjejś dłoni : ciepłej i dość dużej. Odwróciła się. Stał za nią mężczyzna łudząco podobny do Klimka Murańki. Nie była pewna.
-Pomóc Ci? - zapytał łagodnym głosem.
-W zasadzie, to tak, ale nie dlatego, że nie wiem gdzie iść, po prostu miło będzie iść w Twoim towarzystwie – nigdy (a przynajmniej bardzo rzadko) nie przyznawała się do swoich błędów.
-A więc prowadź - uśmiechnął się brunet.
-Jednakże myślę, że Ty lepiej znasz miasto, więc szybciej dotrzemy.
-Jesteś pewna?
-W 100%.
-Więc proszę za mną.


Godzinę później...
Droga do pensjonatu okazała się być znacznie prostsza niż Weronice się to wydawało. Z pomocą chłopaka, którego imienia do tej pory nie poznała, dotarła na miejsce. Siedziała teraz na łóżku w niewielkim pokoju. Gość wszedł kilka chwil temu. Była cała przemoczona. Przebrała się, wysuszyła włosy, zaparzyła herbatę i owinęła się kołdrą. Wieczór spędziła samotnie. Już jutro miało spełnić się jej największe marzenie. Na 13 było zaplanowane rozpoczęcie konkursu.

Następnego dnia…

Po śniadaniu wróciła do pokoju, by zabrać niezbędne rzeczy : aparat fotograficzny, telefon i marker na wypadek gdyby skoczkowie nie mieli czym podpisywać zdjęć. Przyszedł jej do głowy pomysł, by nacieszyć pięknym krajobrazem swoją (jak twierdzili inni) artystyczną duszę. Wyszła na balkon. Ośnieżone szczyty gór wyglądały doprawdy bajecznie. Uroku dodawały doliny i dachy pobliskich domów pokryte białym puchem.
Jedynym elementem nie pasującym do tej jakże pięknej scenerii, była grupka mężczyzn, biegających w pobliżu okolicznego budynku. Dostrzegła na nim szyld z napisem ,,Hotel Gołębiewski”. Wszystko złożyło się w niemal idealną całość. Wybierając pokój dla siebie, nie zwróciła najmniejszej uwagi na okolicę. Zarezerwowała pierwszy, lepszy jaki się jej trafił. Los chciał, że mieszkała teraz przez kilka dni, okno w okno ze skoczkami narciarskimi. Dzieliła ich tylko wąska uliczka. Mężczyznami byli oczywiście zawodnicy, dokładniej norwescy. Weronika szybko zbiegła na dół po chodach, licząc na łud szczęścia. Od czasu pobytu w Wiśle, uśmiechnęło się do niej po raz pierwszy. Udało jej się zrobić zdjęcia z Danielem Andre Tande, Kennethem Gangesem i Johannem Andre Forfangiem. W innej sytuacji na pewno zostałaby jeszcze chwilę, by z nimi porozmawiać, ale chciała być wcześniej na skoczni. Z uśmiechem na twarzy, udała się pieszo w jej kierunku. Była 2h przed czasem, miejąc nadzieję, na zajęcie najlepszego miejsca w wybranym wcześniej sektorze i tym samym zwiększyć swoją szansę na spotkanie reszty swoich idoli. Nie spostrzegła nawet kiedy na trybunach zebrało się pełno ludzi. Czułą się jak sardynka zgnieciona w puszce. Do zawodów zostało niespełna 10 minut. Miała ochotę rozpłakać się jak dziecko. Liczyła na zdjęcie z Andreasem, a żaden ze skoczków nie przechodził nawet koło barierek. Nie mogła uwierzyć w swojego pecha. Nie pocieszał ją także fakt, że skocznie mogła oglądać tylko na telebimie, bo ,,czego nie robi się dla skoczków?”. Koło godziny 16, zawody dobiegły końca. Wygrał oczywiście Peter, drugie miejsce, ku jej wielkiemu zaskoczeniu, a zarazem radości zajął Andi. Trzeci był Kamil. Minęła godzina, może dwie, kiedy trybuny opustoszały. Stała na nich samotnie, licząc, sama nie wiedziała na co. Wydmuchała nos i starając się siebie pocieszyć, pomyślała :

-Jutro przecież tez jest dzień. Są zawody. Na pewno będę miała więcej szczęścia.

W tym samym momencie zauważyła samego Andreasa kierującego się w jej stronę.

(rozmowy ze wszystkimi skoczkami są prowadzone w języku niemieckim lub angielskim)
-Może chciałabyś zrobić sobie ze mną zdjęcie? - zaproponował.

Powiedział to takim tonem, jakby pytał ,,Jaką mamy dziś pogodę?”. Dziewczynie na chwilę odjęło mowę. W końcu niecodziennie jej największy idol, proponuje jej wspólne zdjęcie. Nie przejmowała się tym jednak. Stwierdziła, że dla kogoś takiego jak on, podobne sytuacje są chlebem powszednim.

-Jasne.

Wyciągnęła telefon, by cyknąć tzw. selfie. Niestety twarz blondyna była w połowie ucięta.

-Może mógłbyś przeskoczyć przez barierkę? Po prostu łatwiej byłoby mi zrobić ładne zdjęcie, z twoją i moją twarzą w całości.

Po takim pytaniu, do kogoś takiego, każdy normalny człowiek poczułby zakłopotanie, ale nie ona. Dopiero kiedy z dość dziwnym wyrazem twarzy na nią spojrzał, jej policzki oblały się rumieńcem. Na szczęście w tym samym momencie chłopak znalazł się tuż obok niej. Dystans o wiele się skrócił.  Nie czułą już zakłopotania. Emocje z niej trochę zeszły, jakby ktoś zaczął wypuszczać powoli powietrze z balonika. Po raz drugi spróbowała zrobić zdjęcie. Problemem okazała się nie być barierka, lecz długość jej ręki w stosunku do wzrostu skoczka.

-Może ja spróbuje? – zapytał blondyn i nie czekając na odpowiedź, wziął z jej ręki telefon.

Chłopak już wcisnął przycisk aparatu, kiedy nagle :

-Aa.. psik! Prze..Przepraszam. Wczoraj trochę pobłądziłam i zmokłam.

-Nic nie szkodzi.

Trzecie podejście do zrobienia pamiątkowej fotografii zakończyło się sukcesem. Weronika uśmiechnęła się najmilej jak umiała, grzecznie podziękowała i odwróciła się na pięcie nie dając dojść do głosu Andreasowi. Nagle poczuła, że traci grunt pod nogami.

-Co się dzieje? – zapytała samą siebie.

Już widziała jak upada z hukiem na ziemię. W tym momencie, mocna dłonie blondyna uratowały ją przed kolejną katastrofą. Ich oczy się spotkały. Dziewczyna nie mogła oderwać wzroku od błękitnych jak wody oceanu tęczówek Andiego.

-Ogarnij się! – usłyszała głos w swojej głowie.

-Dziękuję i przepraszam – rzuciła.  Czuła ogromne zakłopotanie. Nie mogła przecież w ten sposób myśleć.. O czym myśleć? O czymś, co było wytworem jej wyobraźni? NIE!

-Nie masz za co. Cała przyjemność po mojej stronie.

Tym razem udało jej się spokojnie i bez żadnych przeszkód odejść. Przez cały czas towarzyszyło jej nieznane dotąd uczucie, jakby stado motyli, zamieszkało w jej brzuchu.

-Ogarnij się! – znowu odezwał się głos.

-Jedyna mądra cząstka mnie. Moja podświadomość ma rację, ale serce? Nie, nie....



Późnym wieczorem powróciła do pensjonatu. Cały czas myślała o zaistniałej sytuacji. Wyglądając przez okno, dostrzegła twarz blondyna. Malowało się na niej rozmarzenie, zamyślenie. Czy coś jeszcze? Tego nie wiedział chyba nawet sam Andreas.


*** 
Bardzo sprawnie wstawiam pierwszy rozdział, choćby dlatego, że część osób już za pierwszym razem tego bloga go przeczytała.
Historia jego powstania była dość burzliwa, bo cała moja praca została usunięta - pisałam na telefonie. Ciężko było mi to poskładać od nowa, ale się udało :)
Zostawcie coś po sobie jeśli czytacie (choćby anonimowy komentarz). To dla mnie meeega ważne.
Buźka i do następnego :*




Prolog




















Każdy ma w swoim życiu jakieś priorytety. Dla jednych jest to rodzina, dla innych pasja, a dla jeszcze innych marzenia... Dla Weroniki to właśnie spełnianie marzeń było najważniejsze. Kiedy dorastała, często była pozostawiona sama sobie, bardzo samotna, chyba, że do przyjaciół nożna zaliczyć osoby poznane przez internet. Którym ufała, przed którymi się otworzyła. Rzadko mówiła o swojej pasji, a w zasadzie to nikt jej o to nie pytał. Wydawała się cichą osoba, choć rzeczywiście była bardzo rozgadana. Sprawiała wrażenie wiecznie smutnej, choć tak naprawdę była szczęśliwa. Dlaczego? Bo wiedziała, ze spełni swoje pragnienia, że to tylko kwestia czasu.

Ta chwila nadeszła dość szybko, szybciej niż się spodziewała. Na 17 urodziny dostała od rodziców prezent - bilet na zawody PŚ w skokach narciarskich w Wiśle. Była w tym momencie najszczęśliwszą osobą na świecie. To był dla niej początek czegoś nowego. Nowego rozdziału w życiu. Tego lepszego, który miał uczynić je lepszym, dać jej wielka satysfakcje. Wreszcie świat stanął przed nią otworem. Nie bała się. Wiedziała czego chce i teraz, siedząc w pociągu, jadącym do Wisły była bardzo spokojna. Wpatrywała się w słowa, które niedawno wytatuowała na nadgarstku ,,if you can dream it, you can do it". Jej jedyne motto życiowe. To one zawsze dawały jej siłę.  Przywołała teraz w pamięci obraz siebie sprzed kilku lat : pozornie smutnej i samotnej, a tak naprawdę mającej nadzieje, plany i jak jej się wydawało - przyjaciół, którym mogła zaufać. To, że nie mieszkali w jej okolicy, nie było dla niej problemem. Przynajmniej wtedy. Do czasu, kiedy kontakt się urwał, niczym delikatna nitka. Gorzka łza spłynęła po jej policzku. Te wspomnienia ją bolały, zbyt zależało jej na czymś, co nie było prawdą…
- Nie powinnam do tego wracać, bo po co rozdrapywać stare rany? - pomyslala. - Jadę spełnić swoje największe marzenie. Marzenie, którego nikt nigdy mi nie zabrał.
,,Hold for your dreams". Teraz przypomniała sobie słowa swego największego idola - Andreasa Wellingera. Tak bardzo chciała go poznać. Czy jej się uda? Czy spełni do końca swoje marzenia i czy nic nie stanie jej na przeszkodzie? Czy dopnie swego i zdobędzie wymarzony zawód?

*** 
Więc jestem z prologiem. Mam nadzieję, że komukolwiek to opowiadanie przypadnie do gustu i będzie śledzić dalsze losy Weroniki i Andiego :) 
Jest to mój pierwszy blog (i jak na razie jedyny) dlatego proszę was o wyrozumiałość :) Podchodzę do jego prowadzenia po raz drugi. Zrezygnowałam kilka miesięcy temu, ale potem stwierdziłam, że choćby nawet dla kilku osóbek, warto go prowadzić.
Jeśli czytacie, zostawcie po sobie jakieś komentarz. Bardzo mi na tym zależy :)
Buźka i do następnego :*